czwartek, 28 lutego 2013

Uśmiech w szarości


Bezbarwne istoty nawet nie wiedzą, że istnieją. Są oblane szarością, odziane w otępienie, chyba... śpią? A ja...? Szukam ludzi... Prawdziwych spojrzeń. Uśmiechu...?


Gdzieś w oddali zauważasz pierwsze promienie... To nowy dzień nadchodzi, nowy czas i nadzieja. W głowie pojawiają się niepokojące obrazy, wydobyte ze skrawka pamięci. Ale ty spójrz w Słońce... Uwierz w kolory...

Uśmiech.
Jest jak Słońce, które wschodzi każdego dnia.
Prawdziwy... istnieje bezwiednie, powstaje samoistnie, bez naszych myśli... jest naturalną reakcją na nowy czas.
Tylko musimy to poczuć.
Zauważyć, dotknąć i uświadomić...
Uwierzyć, że to najważniejsza z chwil, gdy uśmiech pojawia się w sercu.


Otacza nas świat przeciętności, jednolitości istnień rozsianych dokoła. Źle widziana jest odmienność, ruch w innym kierunku niż odcienie szarości, nawet jeden fałszywy krok grozi odrzuceniem. I co teraz? Jak się zachowasz, gdy masz już świadomość fałszu? Gdy czujesz potrzebę istnienia naprawdę? Czy zdołasz to wypowiedzieć, odważysz się? Czy zmienisz kierunek na własny? Czy też pozwolisz się nieść w dryfie szarości, pomimo, że już wiesz... gdyż boisz się samotności? Ale czy w nurcie przeciętności nie jesteś sam? Przecież i tak nikt cię nie dostrzega, zanikasz w odcieniach szarości, bo boisz się ujawnić prawdziwą twarz, swoje spojrzenie, własne barwy. Co zrobić? Dlaczego wciąż jesteś sam?

Otwórz umysł... na barwy istnienia. Nie pozostawaj w nurcie szarości. I tak jesteś zupełnie sam, a istoty, które są blisko, być może też ukrywają się za brakiem barw. Odważ się i wybierz swój własny kierunek, twój kolor to szczęście, twoja barwa to... błękit, to radość o poranku. Więc uśmiechnij się do swojego istnienia i odważ się przyznać do niego. Pozwól sobie na to, aby być naprawdę.


Dokąd podąża świat? Gdzie jest twoje miejsce? Gdzie wolno ci być? Gdzie jestem ja...? To szarość, miejsce dla szarego człowieka... Brak barw pogrąża, pozbawia myślenia i marzeń, a jeśli jakiś kolor się ujawni, natychmiast jest tępiony. To więzienie... Uciekaj, nie rezygnuj z uśmiechu... I tak jesteś sam... Bądź blisko natury, w lesie, pod wodą, na wzgórzu, w deszczu... Tam odzyskasz barwy, tam twój uśmiech nikogo nie będzie drażnił. Żyj każdą chwilą. Żyj własnym życiem, a nie cudzym.

Bezbarwne istoty nawet nie wiedzą, że istnieją. Są oblane szarością, odziane w otępienie, chyba... śpią...? A ja? Szukam ludzi... Prawdziwych spojrzeń. Uśmiechu...?


Czy jesteś odmieńcem? Innością? Czy odwracasz wzrok od szarości...?
Czy aby żyć potrzebujesz kolorów? Im więcej ich dostrzegasz tym bardziej się oddalasz... od bezsensu szarości, nieistnienia w rzeczywistości. Wydaje ci się, że jesteś samotny... Ale czy kiedykolwiek było inaczej?
Szarość to ślepota, złudzenie życia, które nie istnieje. Dostrzeganie barw to inność, odstająca od szarości, a jednak... to właściwy kierunek. Pomimo uczucia samotności...

Więc żyj chwilą obecną, odszukaj siebie, swoje własne ciepło, własne niepowtarzalne barwy... Ciesz się każdym momentem, każdą odrobinką tego co jest. I zbuduj nowy dom ze Słońcem w sercu. I uśmiechnij się do szarości... Może rozkwitnie...?


Co zrobić, aby się odnaleźć? Czasami wystarczy inaczej spojrzeć na to co już jest, albo skierować wzrok odrobinkę dalej bądź bliżej, tak niewiele trzeba...
A co w życiu jest ważne? Czyjeś spojrzenie, promienie Słońca, liście opadające z drzew, ciepło drugiej istoty, cisza... nic innego się nie liczy. Jeśli docenisz to co najprostsze, inne elementy tej układanki, którą jest życie, dopasują się do siebie i będziesz szczęśliwy.


poniedziałek, 18 lutego 2013

Brama szczęścia

Zamknij oczy i zapomnij... nie ma nic, tylko ta chwila.
Słowa nikną, cisza trwa, cisza przytulenia.
Idź, już czas...
Uchyl drzwi istnienia, pozwól trwać miłości w szczęściu zapomnienia.
Już czas...
Dotknij źródła.


Zamknij oczy i usłysz... delikatny szept, cichutkie słowa, podpowiedź.
Właśnie tak, w ten sposób słuchaj...
Otwórz zmysły na to co ukryte.
Wsłuchaj się w sen, a może to cień własnych odczuć?
Podążasz tam w myślach...?
Nie, w myślach zabłądzisz... one przeszkadzają, zasłaniają to co chcesz zobaczyć.
Podążasz w obrazach własnych odczuć.
Zatapiasz się w głębinie ukrytych uczuć.
Czegoś szukasz? odpowiedzi? więc zamknij oczy i... usłysz ten głos, dochodzący z wnętrza twojej istoty.
On wyjaśni sens, on ogarnie spokojem i wyciszy.
Tam schowało się ciepło, tam ukryła się miłość, więc posłuchaj szeptu swej duszy.
Ona wie...
Ona czeka na ciebie.
Tylko przejdź przez te drzwi, własnej tępoty, braku wiary w to, że ta droga istnieje, że można tam dojść, zobaczyć spojrzenie.
Usłysz i uwierz.
Uchyl i spójrz.
Przejdź na drugą stronę i pozostań tam już.
Dotknij promieni marzeń odartych ze złudzeń.
Dotknij miłości własnej dającej bezwarunkowe szczęście.
Tylko uwierz i przejdź...
Ta droga istnieje, ale musisz chcieć otworzyć swoje widzenie na siebie, na swoje wnętrze, na miłości moc.
Prawdziwej, bezwarunkowej, własnej, obiecującej...
Więc zamknij oczy i...


Zagubiona w myślach poszukuje odpowiedzi. Nie wie, że to tak blisko... A może nie chce wiedzieć?
Zagubiona w snach nie zgadza się na jawę. Czy może się obudzić? A jeśli to złudzenie?
Zagubiona wśród ludzi. Samotna w poszukiwaniu spojrzenia. Czy ma szansę je odnaleźć?
Zagubiona w świecie masek. Nieporadnie zakrywa swoją twarz. Czy zdoła się ukryć?
Zagubiona w pamięci, w przebłyskach dawnych zdarzeń. Czy dar zapomnienia ktoś jej da?
Spogląda na drzwi. Już wie, że istnieją. Czy odwagi jej starczy, aby zapomnienie znieść? pamięć zamknąć w nieistnieniu? szczęścia poszukać w spojrzeniu? odnaleźć miłość w sercu swym?
Czy przejdzie przez te drzwi?


Zamknij oczy i zapomnij... nie ma nic, tylko ta chwila.
Słowa nikną, cisza trwa, cisza przytulenia.
Idź, już czas...
Uchyl drzwi istnienia, pozwól trwać miłości w szczęściu zapomnienia.
Już czas...
Dotknij źródła.


...dotknij miłości, którą masz w sobie, a będziesz szczęśliwy...

poniedziałek, 11 lutego 2013

Odszukać siebie... o poranku

Jasny poranek... czuję chłód, spoglądam przez okno. Już wiem, że muszę tam pójść. Wśród drzew odnaleźć nowy dzień, nowy spokój, zapomnieć o śnie...




Spoglądam na niebo... Słońce świeci mocnym, jasnym światłem. Coś się zmieniło w moim otoczeniu. Jakby wskazówka zegara odmieniła rzeczywistość, nowy czas się zaczyna... Czuć to w powietrzu, czuć to w kolorach, czuję to w sobie. Wzbiera we mnie nowa energia, iskierka życia świeci mocniejszym światłem... Powstaję więc z miejsca i idę... spoglądając na Słońce. W oddali, między drzewami, wśród konarów i gałęzi, przebijają się drobne promyczki, niosą wiosenną energię... chęć życia nadchodzi.


Nieistniejące złudzenie...
Cisza, spokój, chwila oderwania od zewnętrznych zdarzeń. To wystarcza, aby się pojawiło. Jest w nim głębia, jest w nim ciepło, jest obawa...  Bliskość tego spojrzenia rozbraja mój upór. Uciekam od takich chwil, nie chcę patrzeć w takie oczy, a jednak wracają... Jak wspomnienie... Może kiedyś to przeżyłam, ale nie pamiętam? Odeszło w nieistnienie? Jest jak czyjeś marzenie...

Przytul do serca swój najgorszy lęk. Ono zrozumie, pozwoli odnaleźć spokój. Twoja wewnętrzna cisza zatopi się w twym bólu, obawach, ukoi twój strach. Odnajdziesz zapomnienie i nowy dzień. O poranku, gdy dotkniesz Słońca, przyjdzie nowe jutro. Pozwól więc sercu przytulić się. Ono potrafi odnaleźć drogę i następny dzień.


Dlaczego upadamy? Abyśmy mogli się podnieść, pozbierać obolałe sny, ukryć w niepamięci... Abyśmy zrozumieli sens istnienia, kolejne noce, kolejne dni... Abyśmy dotknęli swoich odczuć, tych prawdziwych, niezamaskowanych... Abyśmy docenili to co mamy, każdą z chwil zapomnianych... Abyśmy zaczęli żyć naprawdę, a nie tylko udawali... Abyśmy...

Nie podążaj za wielkimi marzeniami, nie szukaj ich spełnienia jako jedynej twojej drogi. Trzeba doceniać to co się ma, to co nas spotyka i jest dobre. To właśnie te odrobiny stanowią prawdziwe szczęście... Jest ich wiele, trzeba tylko chcieć ich dotknąć, spojrzeć na nie. To tam ukryło się szczęście.


Jasny poranek... czuję chłód, spoglądam przez okno. Już wiem, że muszę tam pójść. Wśród drzew odnaleźć nowy dzień, nowy spokój, zapomnieć o śnie... Wśród tych konarów jestem ja, wracam do siebie, to mój dom. Tam jest muzyka i... cisza też jest. Tam jestem ja...

poniedziałek, 4 lutego 2013

Słyszę, ale...

Zamknij oczy i posłuchaj... Czy słyszysz... jak opadają płatki śniegu? Zsuwają się po szybie... Czy słyszysz ich jęk? Zamknij oczy i usłysz... swój ból, płacz, łzę...


Zamknij oczy i posłuchaj... Czy słyszysz... jak opadają płatki śniegu? Zsuwają się po szybie... Czy słyszysz ich jęk? Zamknij oczy i usłysz... swój ból, płacz, łzę...

Zamykam oczy, otwieram usta, chcę coś powiedzieć, ale... jest jakoś inaczej. Mój głos dochodzi z... wewnątrz? Dlaczego tak jest?

Dziecko sprawdza swoje zmysły w nieskończonych kombinacjach połączeń. Zauważa, że zasłonięcie uszu zmienia wrażenie źródła dźwięku, który dochodzi z wewnątrz... źródła głosu. Obserwuje, sprawdza, próbuje... Słyszy, ale czy wie co?


Dlaczego pojawiają się chwile, gdy boimy się słuchać? Jak bardzo dźwięki oddziałują na naszą psychikę... otwierają umysł... odblokowują stres? Tak bardzo, że zaczynamy się tego bać. Dźwięk zbliża nas do samych siebie, odrzucamy myślenie, zaczynamy czuć, odczucia są tak głębokie... Dźwięk otwiera nasze wnętrze, docieramy do niego. Skupiając się na dźwiękach, doznajemy odczuć najgłębszych... wyłączamy myślenie i docieramy do siebie, nasza dusza tańczy, nasza dusza śpiewa, a my mamy zamknięte oczy...

Dla mnie gama d-moll zawsze była błękitna... Dlaczego? Nie wiem... Błękit kojarzy mi się ze spokojem, harmonią, jest zasnuty delikatnym smutkiem. Gama d-moll jest błękitna jak ocean, to idealne dźwięki. Słuchając muzyki, skupiam się na połączeniu wielu dźwięków, wywołującym reakcje smutku, radości, zamyślenia, pobudzenia... Staram się łączyć dźwięki ze sobą i poszukiwać efektów tej zawiłej kombinacji, powiązanej logicznie i z sensem. Jednak jednocześnie słyszę każdy dźwięk, a w dźwiękach... tony tworzące barwę, alikwoty brzmień, jak pojedyncze nici stanowiące sznur powiązań, który słyszą inni. Bogactwo dźwięków jest niezwykłe... Skąd wiemy, że taki ich dobór jest właściwy? Gdzie ukryło się źródło muzyki?


Usłyszeć ciszę... Cudowne doznanie. Pierwszy raz ją usłyszałam  dawno temu... na pustyni. Coś mnie zaniepokoiło... Poczułam, że jest inaczej. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to cisza... niewiarygodna, prawdziwa, powodująca niepokój... cisza. Wsłuchiwałam się w nią, upajałam przyjemnością tego doznania... żadnego szumu, żadnego brzęczenia, świstu, stukania... po prostu cisza. Tak bardzo ją słyszałam, tak bardzo nie dawała mi spokoju i powodowała zamęt w mojej głowie... dlaczego? Bo była inna, różniła się od codzienności, była wyjątkowa i niepowtarzalna. Pokochałam ją i od tej chwili już zawsze za nią tęsknię. Powracam na pustynię, aby ją usłyszeć...

Podobna cisza ...jednak inna... pojawia się w podwodnych głębinach. Ale cisza ciszy jest nierówna. Pustynna cisza jest w przestrzeni, na zewnątrz. W głębinach to tylko moja cisza, mój wewnętrzny spokój. Słyszę oddech mojej duszy, w pełnej harmonii i wyciszeniu, wśród spojrzeń podwodnych stworzeń. Cisza...


Chcę usłyszeć każdy, nawet najdalszy, możliwy do usłyszenia, dźwięk. Wtedy zamykam oczy... Dlaczego? Całe moje skupienie mogę skierować na zmysł słuchu. Jestem w stanie usłyszeć więcej, więc słucham z zamkniętymi oczami. I co? Dostrzegam wiele płaszczyzn dźwięku... za oknem przejechał samochód, na parapecie usiadł ptak, ktoś włączył radio, słyszę miauczenie kota... wiele dźwięków, których nie usłyszę, gdy oczy mam otwarte...



piątek, 1 lutego 2013

Spojrzenie

Pierwsze spojrzenie... ono wystarczy. W naszych oczach jesteśmy my, prawdziwi... To jedyne drzwi pozbawione maski. Spojrzenie to ty...


Spoglądasz w czyjeś oczy, a tam... pustka, niczego nie dostrzegasz. Wpatrujesz się w te oczy jeszcze bardziej, a one uciekają, zaczynają się gubić... nie chcą twojego spojrzenia.

Jak ważne jest spojrzenie? Najważniejsze... Patrząc komuś prosto w oczy, otwieramy drzwi do siebie, pokazujemy swoje wnętrze bez słów.
... spójrz na mnie, poparz mi w oczy... nie bój się, ja też jestem prawdziwa, moja maska nie istnieje... to ja...



Gdy pierwszy raz zobaczyłam te oczy, ten spokój, to ciche, ciepłe spojrzenie... poczułam ulgę. Jakby ten wzrok odciągał ode mnie ucisk codziennego życia. Jakby chciał powiedzieć: nie bój się, to nic nie znaczy, teraz jest cisza, teraz nikt już nie przeszkodzi, możesz już być naprawdę, tutaj jest bezpiecznie...

Gdy poznaję człowieka, chcę spojrzeć mu w oczy. Chcę dotknąć jego spojrzenia, bo w nim zawarte jest wszystko, nie potrzeba słów... Pierwsze spojrzenie... ono wystarczy. W naszych oczach jesteśmy my, prawdziwi... To jedyne drzwi pozbawione maski. Spojrzenie to ty...



Podwodne stworzenia spoglądają na nas, nie uciekają wzrokiem, są zaciekawione, to ich świat... Chcą spojrzeć na intruza. Nie czuję się ich wrogiem. Przyglądają mi się, podpływają bardzo blisko, czasami prawie czuję ich dotyk. I patrzą... prosto w oczy. To niesamowite uczucie, niezwykły kontakt z tym światem, światem otwartym na każdą zmianę... światem, który adopcję ma w naturze... nie odrzuca niczego, przyjmuje i tworzy nowy dom. Wrak statku nie zaśmieca oceanu. Staje się domem dla wielu stworzeń i roślin. Po latach już nawet nie widać różnicy, tak głęboko wrasta w to środowisko.



Rozglądasz się i co? Czy dostrzegasz chociaż jedno prawdziwe spojrzenie? Jeszcze do niedawna spuszczałeś wzrok, nie zauważałeś niczego poza własnym smutkiem, teraz szukasz spojrzeń... I już wiesz, że odnaleźć jest je bardzo trudno. Tylko człowiek, który dotarł do siebie, rozpoznał swoje istnienie, patrzy naprawdę, nie ucieka wzrokiem. Szukasz więc i odnajdujesz... patrząc w wielkie oczy... podwodnego stworzenia... które podpłynęło do ciebie... w którym nie ma niczego poza prawdą... prawdą istnienia. Spogląda w twoje oczy i rozpoznaje cię lub nie dostrzega.

Zdarzyło mi się to już parę razy. Inni nurkowie przyglądali się ze zdziwieniem, wszyscy nieruchomieli, czekając na to co się wydarzy. Podpływają do mnie morskie stworzenia, mają ciepłe głębokie spojrzenie, patrzą mi prosto w oczy... Podpływają bardzo blisko, prawie dotykając mojej twarzy... nikt się nie porusza, wszyscy obserwują. A ja... dotykam prawdziwego spojrzenia natury, dotykam duszy...




Powrót na rafy

EGIPT - SHARM - RAS MOHAMMED - 2012/2013

Podwodny świat, błękitny, jak z bajki, jak ze snu, zaprasza niczego nie oczekując, ma tak wiele do zaoferowania. Przyjęłam to zaproszenie i... wracam do podmorskich głębin, w których odnajduję siebie.


Maja pierwsza zimowa wyprawa na rafy, pierwsza samotna tak daleka podróż, ale to dla mnie ważne, aby znów usłyszeć ciszę, popatrzeć w wielkie oczy, wpłynąć w nieznane, poczuć lekkość ptaka lecącego pod chmurami.



Egipcjanie

Egipcjanie to prości ludzie. Żyją w bardzo trudnych warunkach. Nieraz głód i ubóstwo zaglądają do ich domów. Mężczyzna próbuje utrzymać rodzinę, kobieta pozostaje w domu zajmując się dziećmi, często sporą gromadką. Liczy się każdy grosz, a głównym źródłem dochodów są turyści. Walczą więc o każdego, tocząc wojny między sobą. Pracują ze schylonym czołem, nie zważając na to, czy jeszcze choć odrobina godności pozostała. Czuję ogromny ucisk w sercu, gdy to dostrzegam. Jak oni bardzo się starają, są mili dla każdego turysty, licząc na odrobinę zrozumienia.

Moja rozmowa ze znajomym:
"Wczoraj rozmawialiśmy o psach, które walczą między sobą i atakują inne
zwierzęta.
Wczoraj też byłem świadkiem jak duża grupa taksówkarzy naparzała się
między sobą dobre pół godziny. Działo się to bezpośrednio przed posterunkiem policji na Starym Mieście. Brak jakiejkolwiek reakcji.
Zapytałem znajomego Egipcjanina: co się dzieje?
Odpowiedział: ludzie nie mają pieniędzy, więc wzrasta agresja i tłuką
się o każdego klienta, tak jak psiaki przy śmietniku o dostęp do niego..."
"Takie jest życie, gdy bieda doskwiera, maleje wrażliwość, oni walczą o byt.
To smutne, naprawdę."
"Tak, masz rację. Większość z nich jako jedyni utrzymują rodzinę, przeważnie
wielodzietną.
Rozmawiałem z jednym z dostawców pizzy na motocyklu. Ma czwórkę dzieci i nie wie co robić, bo pensja śmiechu warta, a napiwków nie dostaje - ludzie pieniędzy nie mają..."

Człowiek, który każdego dnia sprząta mój pokój, wygląda na bardzo zmęczonego. Nie zapominam o napiwkach dla niego, wystarczy euro, albo dolar. Gdy jednego dnia rezygnuję ze sprzątania, widzę w jego oczach tak potężny smutek... Już nigdy tego nie robię. Jeśli ten grosz ma uszczęśliwić jego dzieci, to ja chętnie się podzielę. Sama nie mam zbyt dużo i ciężko pracuję, ale pomogę mu... bo tak trzeba. Jeśli masz cokolwiek, a ktoś nie ma nic, zrób to... przez chwilkę zapomnij o sobie, a poczujesz prawdziwe szczęście.




Pierwszy dzień

Pierwszy dzień nurkowy... dwa długie nurkowania. Woda około 25 stopni, niesamowita widoczność, piękne Słońce, powietrze 27 stopni, pod wodą po prostu cudownie... Ten ogród, do którego się wkradam, wita mnie kolorami i przebijającymi się promykami Słońca. Za to ciepło jestem mu wdzięczna.
Dzisiaj pod wodą jest nawet zabawnie... Trochę spieram się z instruktorem,
bo nowych znaków zaczyna używać i za nic nie mogę go zrozumieć. To pewnie śmiesznie wygląda, wisimy w toni i machamy rękami. W końcu oboje sobie odpuszczamy.
To nurkowania w dryfie, więc dwa razy bojkę wypuszczam, wychodzi idealnie. A na koniec słyszę pochwałę: trym osiągnięty, jest po prostu idealny (ale co to trym? wypada wyjaśnić... pływalność i pozycja w wodzie). No i tutaj zostaję zaskoczona, bo jeszcze do niedawna stanowiło to dla mnie spory problem. Wcześniej nie byłam zadowolona ze swoich wyczynów, a tutaj taka niespodzianka, po półrocznej przerwie krok do przodu, zamiast wstecz.
Na koniec instruktor zdradza mi jakie są plany na kolejne dni. Specjalnie dla mnie wyszukał jaskinie w parku Ras Mohammed, może już jutro...
Czuję dreszczyk emocji.




Drugi dzień

Dzisiaj jest wyjątkowy dzień, park Ras Mohammed, a w nim Shark i Jolanda Reef na głębokości do 43 metrów, a potem... Jackfish Reef i... dwie przepiękne jaskinie.
Podczas pierwszego nurkowania marzy nam się, aby ujrzeć rekiny, ale nie pojawiają się. Za to widzimy dwie ogromne mureny. Do jednej z nich podpływam bardzo blisko. Chyba nie jest zachwycona, a ja nie próbuję jej... głaskać. Docieram do głębokości 43 metrów. Taką głębokość można rozpoznać bez przyrządów. Gdy przekraczasz 30 metrów... robi się ciemno, jest inaczej, wydaje się, że wkradasz się w obszar nieznany, nowy, nienaruszony... Cisza się pogłębia. Dla niektórych taka głębokość jest nieosiągalna. Reagują na azot i muszą uważać. Ja mam zrobione uprawnienia na głębokie nurkowania i już wiem, że nie ma dla mnie różnicy, 10 czy 40 metrów. Gdy pierwszy raz (to było latem) zeszłam na głębokość 44 metrów, myślałam, że popsuł mi się manometr. Później jednak instruktor potwierdził głębokość. Latem planujemy wypłynięcie na Tiran. Jest tam niezwykła kotlina na głębokości ponad 40 metrów. To dość wąska szczelina w rafie, wygląda jak rozpadlina. Tym razem chcemy przepłynąć dołem, a więc na około 50 metrach. Sama nie mogę schodzić tak głęboko, ale z instruktorem to co innego. Ja mam licencję do 40 metrów. Ta rozpadlina jest niesamowita...
Drugie nurkowanie, tak wyczekiwane jaskinie, zachwycający widok. Wyobraź sobie, że wpływasz do niewielkiej (wydawałoby się) jaskini. Gdy wkradasz się do wnętrza, jest przed Tobą ciemność, ale już po chwili otoczenie staje się widoczne. Wąskie przejścia, dziwnie ułożone korytarze, skałki o niezwykłych kształtach, promienie Słońca przebijające się miejscami z powierzchni... To wszystko daje tak niesamowity efekt... I ławice ryb, niewielkie, bardzo kolorowe, niesamowity spokój, harmonia... idealny dom... dlaczego ludzie nie uczą się od zwierząt jak żyć? W tych zakamarkach widzę czerwonego świecącego anemona. To niesamowite, gdy kolory nikną i nagle dostrzegasz coś bardzo barwnego. To cud natury... Jest pięknie...
Po tych dwóch nurkowaniach na łodzi pojawia się jedzonko, pyszności... A potem odpoczynek, no i ostatni wyczynowcy startują do trzeciego nurkowania. My po tych głębokościach nie możemy, bo potrzebujemy więcej czasu na uwolnienie azotu z organizmu. Odpuszczamy sobie i odpoczywamy. Leżymy na Słoneczku, wietrzyk powiewa, czujemy lekie falowanie łodzi... Ja w tym czasie biorę aparat i fotki zaczynam robić, kolejna przyjemność... Czuję, że żyję, chociaż nogi w siniakach, a mięśnie bolą...



Trzeci dzień

Jestem w niezwykłym miejscu, błądzę po podwodnym świecie, wkradam się w zakamarki jaskiń. To ostatni dzień roku, a ja odwiedzam podwodne głębiny.
Kolejny dzień pełen wrażeń, Ras Goshlani... miejsce, w którym pod wodą ukryły się skałki, a w nich podmorski świat. Wędruję po zakamarkach jaskini przez 22 minuty. Pierwszy raz tak długo. To niesamowite odczucie... Spoglądam na płetwy instruktora, które znikają w dziwnych miejscach. Podążam za nimi... Nurkowanie w zamkniętych przestrzeniach nie jest łatwe, trzeba umieć panować nad pływalnością. Nie wolno dotykać piasku, który jest na dnie. I tak naprawdę w ogóle nie powinno się niczego dotykać, bo w ukryciu może czaić się niebezpieczeństwo, skorpena, skrzydlica, czy coś innego parzącego. Nie można też ocierać się o to co jest nad nurkiem, mogą tam być ostre skałki, można się zaplątać, albo uszkodzić sprzęt. W takich warunkach, pomimo bliskości instruktora, trzeba liczyć przede wszystkim na siebie. W takim miejscu można sprawdzić swoją odporność, kontrolowanie emocji, umiejętność podejmowania decyzji. Można poznać samego siebie...
Nurkowanie na Shark i Jolanda Reef jest pełne niespodzianek. Dostaję zadanie do wykonania. Robię przecież kurs Stres i ratownictwo. Tym zadaniem jest wyciągnięcie spod wody nieprzytomnego nurka. Troszeczkę się obawiałam, że mi nie wyjdzie, bo tym nieprzytomnym człowiekiem ma być instruktor, który jest prawie dwa razy większy ode mnie... Ale okazuje się, że to nie o posturę chodzi, ale o myślenie. Robię więc wszystko tak jak powinno być. Nurek zostaje uratowany, wyciągam go na powierzchnię i odwracam na plecy, jacket napełniam powietrzem, a potem choluję do łodzi. Jestem z siebie dumna, naprawdę... Zaskakuję samą siebie. Trochę się obawiałam, ale... udało się. Więc każdy kto będzie ze mną nurkował, powinien czuć się bezpiecznie, na pewno go uratuję. Podam mu nawet tlen na powierzchni i zadzwonię po transport do komory dekompresyjnej. Widać, że słuchałam wykładu? Pomiędzy nurkowaniami instruktor prowadzi zajęcia, a ja chłonę jak gąbka... Instruktor chce nauczyć mnie bocznego podpinania butli. To metoda wykorzystywana w jaskiniach. Na lipiec planujemy większe jaskinie, to będzie niesamowite...
Może w tych jaskiniach, w ekstremalnych warunkach, przestanę myśleć o smutkach. Tak właśnie będzie... Świat podwodny jest mi bliższy niż świat ludzi, nie ma w nim fikcji, obłudy, kłamstwa i żadnych masek. To mój świat...




Czwarty dzień

Pierwszy dzień roku, a ja na rafach. Coś mnie tam ciągnie, w te otchłanie ciszy, spokoju, autentycznych doznań, lekkości ptaka przemierzającego przestworza. Rafy są dziś opustoszałe, nie ma zbyt wielu chętnych na spotkanie z niezwykłością korali i stworzeń podwodnych. Wypływa tylko parę łodzi. Rafy są nasze...
Dołączamy do włoskiej bazy nurkowej. Wynajęta łódź jest bardzo duża, mamy naprawdę komfortowe warunki. Na górze miejsca do odpoczynku, można się między nurkowaniami trochę poopalać. Na dole duża przestrzeń na sprzęt i jadalnię.
Jest to... naprawdę włoskie nurkowanie, bez pośpiechu, z dużą ilością czasu na pogawędki i wyjątkowo dobrym makaronem, do którego sos robią sami Włosi, bo to podstawa, aby dobrze się najeść. Po pierwszym nurkowaniu zazwyczaj jest godzina przerwy, a potem drugie nurkowanie i obiadek. A tutaj... nikt się nie spieszy. Łódź dopływa na rafę, a Włosi... dalej cieszą się życiem i rozmawiają o wszystkim tylko nie o nurkowaniu. No to my pod wodę, bo przecież rafa czeka. Gdy wracamy z powrotem, to co niektórzy dopiero wskakują do wody. Niesamowite to włoskie nurkowanie, pełen luzik... A potem... nic kompletnie się nie dzieje, cisza... przed czym? Przed obiadkiem. Na hasło obiad wszyscy Włosi robią się nagle bardzo aktywni i zaczynają pochłaniać makaron. Gdy w końcu zjadają już wszystko, znowu robi się cisza. To sjesta, coraz bardziej nam się to podoba... Po godzince łódź przepływa w inne miejsce, na inną rafę. A potem spokojnie, bez pośpiechu, wskakujemy do wody na kolejne spotkanie z głębinami. Muszę częściej nurkować z włoską bazą, oni mają w sobie taki spokój, no i jeszcze ten melodyjny włoski język, to jak terapia...
Pierwsze nurkowanie to Timple Reef. Pod wodą są dwie ogromne czapy rafy. Pływa się wokół nich, obserwując życie podwodnych stworzeń. Pomiędzy tym czapami jest sześciometrowy tunel. Można w niego wpłynąć. Przyjemne uczucie...
Drugie nurkowanie to Ras Umm Sid, czyli piękna ścianka z półeczką na niewielkiej głębokości, a potem duży spad. To moje ostatnie nurkowanie przed wyjazdem. Instruktor chce, abym je zapamiętała. Wybiera więc to co ciekawe i dość trudne. Najpierw docieramy do półeczki. Rafa jest tutaj przepiękna, mnóstwo kolorowych świecących anemonów. Potem schodzimy w dół. Zauważam, że widoczność się pogarsza, kolory znikają. Intuicyjnie, bez patrzenia na przyrządy, wiem, że przekroczyliśmy już 30 metrów. Płyniemy przy ściance, widzimy mureny i przepiękne gorgonie, jest ich tutaj bardzo dużo. Schodzimy do 36 metrów. Potem powolutku, robiąc przystanki bezpieczeństwa do dekompresji, płyniemy w górę. Docieramy do skałek. Są dość silne prądy, płyniemy więc blisko dna. Teren jest jednak nierówny, trzeba bardzo uważać, aby nie zniosło nas na rafę. Nie chcę jej przecież zniszczyć, a sobie krzywdy też nie zamierzam zrobić. Docieramy do niewielkich jaskiń, wpływamy do środka. Promienie Słońca rozświetlają wnętrza, przepiękny widok. Na dnie czai się skorpena. Jest wąsko, trzeba bardzo uważać, niczego nie dotykać... Cudowne było to ostatnie nurkowanie.




Podwodny świat, błękitny, jak z bajki, jak ze snu, zaprasza niczego nie oczekując, ma tak wiele do zaoferowania. Przyjęłam to zaproszenie i... wracam do podmorskich głębin, w których odnajduję siebie.




Uwolniona

Wyciszone myśli prowadzą do idealnego spokoju, to stan ukojenia. Jak maleńka dziecina w kołysce... czuje spokój, jest ptakiem, jest chmurą... Dokąd podąża?


I nadszedł ten czas... teraz ma skrzydła, sama się uwolniła, za moment odleci... Jakie to uczucie? Gdy przez wiele lat żyje się w izolacji od świadomości własnego istnienia? Gdy ktoś lub coś blokuje normalne funkcjonowanie? Już nawet nie pamięta jak to jest czuć siebie, dotykać własnych pragnień, dostrzegać ciepło...

Ten moment ją zaskoczył. Nie spodziewała się takiej reakcji. Coś w jednej chwili odblokowało jej umysł, poczuła lekkość... otworzyły się drzwi przyszłości. Zobaczyła ją w pełnym świetle, zniknęła mgła i pytania. Już nie musi szukać, bo wie... Wie, gdzie ukryło się szczęście. Wie, co je blokowało. Wie, dokąd pójść... i potrafi być szczęśliwa. Jeszcze trochę czasu pozostało, aby rozwinąć w sobie uśmiech życia, radość chwil, czułość istnienia...

Już nie musi prosić o każdy gest, bo gesty nie są jej potrzebne. Już nie musi prosić o czułość, bo ma ją w sobie. Już nie musi prosić o przytulenie, bo wtula się w ciepło drzew. Już nie musi pragnąć miłości, bo ona jest w niej. Już nie musi prosić o szczęście, bo jest szczęśliwa i nikt jej tego dać nie może, tylko ona sama... Ono jest w niej, odnalazła je, czekało na jej spojrzenie, czekało na zrozumienie, czekało na wyciszenie myśli i wspomnień, czekało na zapomnienie, czekało...



Gdy odlatuje z miejsca, które było jej więzieniem, czuje spokój... wewnętrzne ukojenie bólu, który rozrywał jej serce i duszę... jakby wszystko minęło, ucichło. Rozgląda się dookoła, nic się nie dzieje, dziwny spokój. Już nie drży, nie boi się następnej chwili, staje się lekka, swobodna... to powraca uczucie wolności... jest jak ptak, wśród chmur i innych ptaków. Uśmiecha się do czasu, który nastał, uśmiecha się do swojego istnienia... Już się nie boi, już nie ma łez, już się nie chowa. Podnosi wzrok, spogląda bez obaw. Chce zaistnieć w tym nowym otoczeniu. Zaczyna żyć od początku. Pozostała jeszcze odrobina czasu, tylko jej chwil, jej następnych dni... więc będzie żyć i uśmiechać się.

Nowy czas daje jej nową szansę, ale musi się o to postarać. Jeśli będzie tylko czekać, to nie nadejdzie... Obserwuje i reaguje, pozwala mu na istnienie. To będzie nowy czas, inne myślenie. Już bogatsza o własne błędy, już mądrzejsza, już lepsza... Jest jak uwolniony ptak, ma skrzydła... zaraz odleci...


Dotyka dnia, szarość przeminęła, już nie powróci... nigdy. Dotyka snu, snu nowych pragnień, dalekich od fikcji i złudzeń przeszłej maskarady. Dotyka ciepła, jak podmuch pustynnego wiatru, w tej błogiej jasności istnienia, gdzie cisza jest prawdziwa, może ją usłyszeć, może jej dotknąć... Już nigdy nie powróci smutek przeszłych dni, zawsze będzie teraz. Powstaną nowe wspomnienia, w oddali ujrzy swój dom, swoją ciszę istnienia. Nie zapadnie w sen, jeszcze nie czas, nie wycofa się, bo nadszedł ten moment, aby wstać... już idź, już odleć... skrzydła masz... cień minął, nadszedł światła czas... przytul tę chwilę.

Wyciszone myśli prowadzą do idealnego spokoju, to stan ukojenia. Jak maleńka dziecina w kołysce... czuje spokój, jest ptakiem, jest chmurą... Dokąd podąża? Nie jest pewna, nie wie, ale jest jej naprawdę dobrze. W końcu odnalazła to uczucie, ten czas, tego właśnie szukała. Już niczego więcej nie potrzebuje. A gdy zabraknie przytulenia, wie dokąd pójść... Jej drzewa czekają, zwrócą zapomnienie, przypomną co jest naprawdę ważne, gdzie ukryło się szczęście... gdzie ta cząstka miłości, która należy tylko do niej...