piątek, 19 lipca 2013

Olśnienie - zapach morza, szum fal...

Jest już noc... Siedzę na tarasie, przede mną... ciemna tafla morskiego błękitu. Czuję delikatny powiew. To zapach morza. Chłodne powietrze dotyka mej twarzy.


...więc w drogę, już czas
wiele niezwykłych chwil czeka na spełnienie
nie wolno ich przespać, nie wolno przeoczyć
to będą wyjątkowe wspomnienia...


Jak zwykle podróż jest nieco zaskakująca. Wyruszamy - ja i mój dwunastoletni syn - przed północą, obierając za cel lotnisko w Poznaniu. Tym razem mamy więcej bagażu, nasze dwie torby i... bagaż nurkowy. Zebrało się w ostatnim roku trochę tego sprzętu, ta dodatkowa torba waży prawie dwadzieścia kilogramów.
Docieramy do Poznania przed trzecią w nocy, przysypiam już odrobinkę, ale daję radę. GPS pokazuje koniec drogi w... szczerym polu. Nieco zaskoczona, zawracam i zaczynam się rozglądać. W oddali wypatruję światła lotniska... Czasu nie mamy zbyt dużo, a ja jeszcze muszę parking długoterminowy znaleźć. Okazuje się jednak, że wjeżdżam prościutko tam gdzie trzeba. W ten sposób docieramy na miejsce.
Potem stajemy w długiej kolejce do odprawy bagażu. A gdy udaje nam się odprawić również siebie, okazuje się, że Szymek, jeszcze w samochodzie, wyciągnął ze swojego plecaka kanapki i nie włożył ich z powrotem, zostajemy więc bez jedzenia. Taka to jest podróż, bez kanapek, nocną porą...
Ale gdy samolot startuje... dostrzegamy przez okienko zupełnie wyjątkowy wschód Słońca, który jest jak zaproszenie... Zaproszenie do... podróży, do dotknięcia chwil, na które tak długo czekamy... To naprawdę piękne. Wtedy zaczynam rozumieć... chodzi właśnie o tę chwilę, o ten wyjątkowy moment. A kanapki poczekają w samochodzie na nasz powrót...
...to ta pierwsza chwila...


Około dziesiątej rano docieramy do hotelu. Mamy wykupiony pokój jednoosobowy z dostawką, ale szybko decyduję się na zmianę na dwuosobowy z widokiem na basen i morze, do wody dosłownie dwa kroki...
Znamy ten hotel i wiemy czego się spodziewać, ale i tak jesteśmy mile zaskoczeni. Pokój odnowiony, czyściutki, woda dostarczana każdego dnia... A hotel prawie pełny, tym razem przeważają Francuzi, Niemcy i Rosjanie, Polaków niewielu, to zastanawiające...


Następnego dnia budzę się koło jedenastej. Szymek jeszcze śpi... Poprzedni dzień i noc... były naprawdę wyczerpujące. Ustalam z instruktorem, że zaczniemy nurkowanie dopiero jak porządnie wypoczniemy. Nietrudno zorganizować sześć dni nurkowych jak ma się do dyspozycji czternaście. Więc niech śpi, może przed obiadem się obudzi?
Gdy rano otwieram oczy, dostrzegam przez okno niezwykły widok. Z mojego ogromnego łóżka, gdy na nim leżę, widzę basen, a.... w oddali morze. To prawie niemożliwe, ale tak właśnie jest... Tutaj jest troszeczkę jak w bajce. Na tarasie przed naszym pokojem rośnie palma, a do basenu jest zaledwie parę metrów... do wody można dotrzeć z zamkniętymi oczami... Woda w basenie... za ciepła... ale jest przyjemnie, to dobry hotel, dobre jedzonko, miła obsługa... A Szymek śpi do obiadu... ale z niego gość. I mam własną palmę... Cieszę się jak mała dziewczynka.


Dzisiaj mam spotkanie z rezydentem biura podróży i zamierzam załatwić wiele różnych spraw. Na przykład zabranie z pokoju zawartości lodówki, czyli barku, za który płaci się dodatkowo... ale niektórzy o tym nie wiedzą i robią wielkie oczy ostatniego dnia, gdy przychodzi do płacenia rachunku... Rezerwację przedłużenia ostatniej doby hotelowej, bo wylatujemy dopiero o dwudziestej pierwszej, więc nie ma sensu, abyśmy opuszczali pokój już w południe. Wypad z Szymkiem do Delfinarium, super atrakcja, chociaż to nie będzie nasz pierwszy raz... No i coś tylko dla mnie... łaźnię turecką, muszę tego spróbować, podobno rewelacja, na pewno to sprawdzę...
Wszystko udaje się załatwić, nie jest to trudne, bo jesteśmy jedynymi turystami, którzy w tym tygodniu przylecieli z Polski. Rezydent nie ma więc zbyt dużo pracy...


A wieczorem kolacja... Dzisiaj inaczej, na świeżym powietrzu, z widokiem na morze... Zajmujemy stolik najbliżej tego niezwykłego widoku. Dosiada się Rosjanka, miła starsza pani. Spokojnie zjadamy pyszną kolację, a potem... schodzimy po skarpie na niewielką plażę, nad morze. Ja siadam na leżaku, a Szymek zaczyna puszczać kaczki. Zamykam oczy i wsłuchuję się w szum fal, staram się go zapamiętać... to jedna z tych rzeczy, która mnie uspokaja, wycisza. Siedzę nad wodą z zamkniętymi oczami, słyszę szum fal... tych fal, za którymi tęskniłam. Czuję się zespolona z tymi dźwiękami. Szczęście dotyka mych zmysłów... rozchodzi się po całym ciele. Czuję lekkość i... siłę. Wiem, że to właściwe miejsce, ten czas i ta osoba. Wiem, że się nie mylę. Już nie pytam. Wiem...
A potem otwieram oczy i... przychodzi olśnienie. Patrzę inaczej, barwy są intensywniejsze, bardziej wyraziste, takie wyjątkowe... takie nowe... Patrzę inaczej niż rok temu. Coś się we mnie zmieniło, coś wyostrzyło me zmysły... moje spojrzenie jest inne. Rozpoznaję kolory, rozpoznaję dźwięki... wyczuwam prawdziwe chwile.
Gdy wracamy do pokoju, napotykamy w restauracji dwóch arabskich muzyków grających na bębenku i dziwnej egipskiej trąbce, zwanej chyba anafil. Chodzą wśród ludzi i grają... arabskie dźwięki rozchodzą się w przestrzeni. Atmosfera robi się magiczna...
...znowu chwila, a może wiele chwil...?


Jest już noc... Siedzę na tarasie, przede mną... ciemna tafla morskiego błękitu. Czuję delikatny powiew. To zapach morza. Chłodne powietrze dotyka mej twarzy. Czuję się... No właśnie... jak się czuję...? Wyróżniona... dotknięta zachwytem... szczęśliwa?
...spełniona...


Kolejny poranek...
Może ostatni dzień odpoczynku. Jutro mamy zacząć nurkować, najpierw z brzegu, bo Szymek już cały rok nie był pod wodą.
Jest jasny słoneczny dzień. Za oknem widzę jak ktoś myje... chodnik, ależ oni tu o nas dbają. Jest spokojnie, przyjemnie, a Egipcjanie są bardzo mili i przyjaźnie nastawieni. Zależy im na pracy, na tych paru groszach, które mogą zarobić, chociaż to zawsze za mało... Dlatego bardzo się starają, bo być może dostaną coś dodatkowo, chociaż jednego dolara... Przygotowałam się, mam mnóstwo drobnych, na pewno spowoduję niejeden uśmiech... Byłam tutaj rok temu, byłam zimą... nic się nie zmieniło. Dlatego wychodząc na basen zostawiam na łóżku jednego dolara. Gdy wrócę... na pewno będzie czekać na mnie coś ładnego zrobionego z ręczników, może nawet ozdobionego kwiatami...?

 

...to jedna z tych chwil...
Pływam w basenie, z samego rana... woda delikatnie chłodzi moje ciało, dotyka mych zmysłów, cudownie... Teraz w cieniu parasola pozwalam sobie na sekundy odpoczynku. Spod przymrużonych powiek dostrzegam promyki Słońca odbijające się w błękicie wody. Woda jest jak błyszczące pazłotko, to promyki mych snów... jest cudownie... naprawdę odpoczywam.
...czyżby chwila...?


Zawsze wiedziałam, że planowanie to nic dobrego. I tak wydarzy się to co ma się wydarzyć...
Więc może powinno się tylko rozglądać dokoła i reagować na bodźce, wychwytywać okazje dające szansę na przeżycie kolejnych chwil...?
Za momencik wybieram się do łaźni tureckiej... Podobno warto... Podobno powinno się spróbować... Czemu nie...? To będzie dla mnie zupełnie nowe doznanie.

 

Ale o tym w następnej części...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz