sobota, 27 kwietnia 2013

Dom

Jestem jak bezdomny ptak, który przyleciał do nieznanej krainy. Wędruję między jawą a snem, odnajdując skrawki istnienia. Buduję nowe gniazdo, oddaję mu swe ciepło, wplatam w warkocz marzeń... Być może to czyjś sen...?


Za delikatną tęczą snów rośnie mój dom... dom marzeń, cichych słów, przyszłych wspomnień.  Proszę, bądź... przytul mnie... otocz swym światłem, ujawnij sen. To ta chwila... oczekiwania czas już mija... marzenie w jawę się zmienia... właśnie teraz. Otul mnie swym ciepłem w cieniu silnych drzew... daj moc istnienia i zrozumienia tych chwil... ja czekam... nadejdziesz?
Czyżby tam ukryło się szczęście?

Skrawki domu... ledwo widoczne na jawie, wyobraźnia dorysowuje resztę, a dom wzrasta w mych marzeniach. Moje sny ujawniają nadzieję, podążam tym szlakiem...
To miejsce powstaje każdego dnia, w każdej chwili jego niewielki fragment, jak skrawek istnienia ze snu. Potrzebuję tych drobinek, to układanka szczęścia. Gdy ją poskładam, zamieszkam w mym śnie, który jawą się stanie.


Jaki będzie mój nowy dom? Jak ze świata złudzeń...? W zieleni drzew utonie, w błękicie mych marzeń, w ciszy spokojnych snów. Zamieszkam w nim wraz z moim sercem, oddam mu ciepło, a on spełni me marzenie. Gdy przejdę przez jego drzwi... odzyskam siebie.

Wędrując w poszukiwaniu siebie, odnalazłam dom... miejsce wyciszenia, spokój, ciszę... miejsce, w którym chcę żyć, spełnić swoje szczęście, dotknąć swej miłości, posmakować snów. To mój dom, który tworzę... od pierwszej myśli do zamknięcia drzwi. Dom chwil tylko cichych, bez smutku i wspomnień, bez życia dla celu... Dom prawdziwego istnienia na jawie, każdego dnia, w każdym momencie.


W błękicie dnia wyjdę przed drzwi, zamknę swe oczy, usłyszę szum drzew i ptaków śpiew... odgłosy życia, świadków mego istnienia... i tych chwil.
Zimowym wieczorem rozpalę ogień w kominku i zatopię wzrok w tańcu płomyków. A potem zasnę niezwykłym snem, błądząc wśród ciepła pomarańczowych iskierek. Ich światło mnie otuli i przyniesie spokój. Odnajdę w nim siebie i swoje szczęście... i miłość.
Letnim porankiem orzeźwię swój umysł, dotknę wzrokiem barw rozjaśnionych wschodzącym Słońcem. Odrzucę w niepamięć skrawki złych wspomnień. Odnajdę ciszę nowych jasnych chwil. Letnim porankiem odzyskam... siebie.


Błądząc wśród drzew, moich przyjaciół, odnajdę siły i radość istnienia. Spojrzę przed siebie z odwagą i dumą, i już nigdy nie opuszczę wzroku, nie ucieknę spojrzeniem... W ucieczce przed chłodem, odszukam ciepło w sobie. Żaden mroźny powiew już mnie nie skrzywdzi. Żar mego serca każdy chłód ogrzeje. Oddam swe ciepło, podzielę się miłością, a potem przytulę do drzew i błękitu...

Mój dom, mój sen, moje marzenie. Dom to przytulenie... to ciepło kominka wieczorną porą... to promyk Słońca o poranku... to zieleń łąk i zieleń lasów... to błękit nieba i czerwień zachodzącego Słońca... to każda chwila spędzona w jego wnętrzu... i on w mym śnie, jeśli nadejdzie... To wyciszenie moich myśli i pożegnanie z niepamięcią wspomnień, cierpieniem pragnień. Nie czujesz już bólu, nie tęsknisz, nie czekasz... istniejesz naprawdę i dotykasz odczuć tej chwili. To czas... ten właściwy.

Buduję mój dom... moje miejsce. Odradzam się ze smutku. Tworzę nowe szczęście... jego ulotne fragmenty, ledwo dostrzegalne. Dotykają mego serca, trwa spokój, cisza i... milczenie. Słowa nie są już potrzebne. Buduję swoje szczęście, każdego dnia jego niewielki fragment. A chwile tworzenia to nowy czas, nowe spojrzenie, momenty najgłębszych odczuć. Otulona światłem miłości i ciepłem drzew, w ciszy tworzę nowy dzień.


Jestem jak bezdomny ptak, który przyleciał do nieznanej krainy. Wędruję między jawą a snem, odnajdując skrawki istnienia. Buduję nowe gniazdo, oddaję mu swe ciepło, wplatam w warkocz marzeń... Być może to czyjś sen...?
Jestem jak ptak błądzący w przestworzach... szybuję wśród błękitu. I cieszy mnie każda z chwil, gdyż one tworzą rzeczywistość. Czas budowania to czas odradzania... to czas dotykania chwil najważniejszych. Mój dom jest jeszcze w moich snach, lecz niedługo pojawi się w moim sercu. Buduję go każdego dnia, a każda z chwil to kolejna cegiełka. Wiem, że nadejdzie taki czas... czas spełnienia... gdy przekroczę próg i pierwszy raz odfrunę w głębię tylko moich prawdziwych przeżyć. Zniewolenie minie i już nigdy nie powróci. Zacznie się dla mnie nowy czas... czas spokoju i miłości.
Ciepłem drzew otulona, już nigdy nie będę tęsknić.



niedziela, 7 kwietnia 2013

Ta chwila...

Otwórz oczy, zatrzymaj się w ciszy... Zauważ to miejsce, tu i teraz... Ta chwila jest najważniejsza, to sens istnienia.


Drzwi już otwarte, przeszłam przez nie... i co widzę? Nie jestem pewna... Co czuję? Światło i ciepło... Co zrobię? Dotrę do celu... Ale co z drogą? Jest czy jej nie ma? Co ją kształtuje... Czy mogę ją zmieniać? Czy droga jest we mnie, w moich marzeniach? Czy może już istnieje, a ja ją tylko odnajduję? Stawiam kolejne kroki, oznak życia wypatruję...


Istnieje tylko cel, koniec podróży... Widać go na horyzoncie zdarzeń. Drogi jeszcze nie ma. Jest wiele możliwości, które zależą od nas, od innych, od myśli, od uczuć, od kolejnej chwili... W każdym momencie dokonujemy wyboru, wpływamy na kształt ścieżki, którą podążamy do celu. Wszystko wokół, każda myśl, smutek, cierpienie, radość, szczęście... dotykają naszych chwil. Wszystko wokół dotyka naszych decyzji, ma na nie wpływ... Robię niewielkie kroki, a ze mną wszystko wokół. Każdy z nich zbliża mnie do celu, a ze mną wszystko wokół... Do miejsca, w którym odnajdę szczęście... Nie dotrę tam sama.

A może już jestem szczęśliwa? A świat się uśmiecha? Wstaję o poranku, spoglądam na Słońce i wiem, że ta chwila jest najważniejsza. Ten moment, ten czas, to odczucie... To moje życie, właśnie teraz, w tym miejscu, to ja. Czy czegoś pragnę? Czy za czymś tęsknię? Są takie chwile, krótkie zawahania, jednak coraz rzadsze. Już nie pragnę jego przytulenia, wystarczy cisza i ciepło mych drzew. Ukojenie myśli ujawniło drogę do istnienia, jego światła, jego treści... Odnalazłam swoją ciszę. Droga do niej była trudna, oblana cierpieniem. Chodziłam cudzymi ścieżkami, bez sensu błądziłam... Teraz odnalazłam ciepło, a przecież tak bardzo tęskniłam. Teraz jest cisza, spokój istnienia... Już nawet w snach nie proszę. Zasypiam w ciszy i nic już nie słyszę. Żadnej tęsknoty. Ważna jest tylko ta chwila. I wiem dokąd dojdę...
A może już doszłam? Może jestem w tym miejscu? Może odnalazłam szczęście, dotykając własnego światła? Czy to prawda? Wystarczy otworzyć oczy, zatrzymać się w ciszy... Wystarczy zauważyć to miejsce, tu i teraz... Ta chwila jest najważniejsza, to sens istnienia.