poniedziałek, 23 grudnia 2013

Wigilijne zaproszenie

jest taki dzień
... jedyny w roku...
gdy serca ludzi są otwarte
a wieczór lśni barwami ciepła
chwilami szczęścia przytulanych istnień
... tak czuję... tak myślę... tak widzę...
to promyk nadziei w mym sercu znów świeci

jeśli boisz się niepewności
przytulę cię...
jeśli uciekasz od samotności
otulę kołderką mojej nadziei
... to drzwi do marzeń
przyjdź i ukryj się w mym cieple
... to wieczór życzeń i życzliwości
... to wieczór... troski o innych

zagubiony w przestrzeni codziennych zdarzeń
zatrzymaj się... zamknięty w gonitwie złudzeń
poczuj ciepło tej chwili
odnajdź miejsce, gdzie energia ciszy chce dotknąć twych myśli
zatrzymaj swój bieg
... poszukaj ciszy

czy dostrzegasz światełka u mych drzwi
... będą się palić aż do świtu
może ktoś dzięki nim odnajdzie drogę...
może pomogę zbłąkanemu istnieniu...?

jeśli podejdziesz do mych drzwi... otworzę
ochronię cię przed niepokojem, otulę ciszą
jeśli podejdziesz... podzielę się ciepłem
razem poczekamy... na innych zbłąkanych...

... zaczarowany świat moich dziecięcych marzeń...
podzielę się nim z tobą... jeśli zechcesz
przy moim stole... w cieple mego ognia... posłuchamy ciszy
odnajdziemy nasz czas... wspólne chwile prawdziwej miłości
wiary w trwanie ludzkich uczuć
uczuć pozwalających prawdziwie istnieć
bez zatracenia odruchów czułości i troski

siądź przy ogniu razem ze mną, przytul do światła płomyków
otulę cię swoim ciepłem
podzielę siłą przetrwania
ten dom... ukryty w marzeniach...
teraz jest moim schronieniem

jest taki dzień... ale czy tak nie powinno być zawsze?
przytulajmy tych, którzy są zagubieni
w naszym cieple odnajdą ciszę i swój czas
a my dotkniemy chwil szczęścia
i czas się spełni

środa, 4 grudnia 2013

Gdy łza...

Łza odchodząc otworzy drzwi spokoju, we mgle odnajdzie swoje miejsce... i wróci cisza... i uśmiech błękitu, a czyjeś serce... odnajdzie wtedy siebie.


Gdy łza... rośnie w jej sercu, tamując krew... wstrząsa jej ciałem, zasnuwa myśli, osuwa na ziemię, pogrąża w rozpaczy. Gdy łza ją niszczy...
Ona zamyka oczy. Zaczyna swój sen. Dotyka ciepła ukrytego w głębi duszy... Nieuchronność ogarnia jej zmysły... już śpi.

Gdy łza pojawia się niespodziewanie... a ty nie czekałaś.
Gdy łza ściska twoje gardło... a ty nie chciałaś.
Gdy łza wygrywa z twoją wolą... ty się poddajesz.
Nic już jej nie zatrzyma. Jednak... gdy popłynie, ból na chwilę przeminie. Będzie tylko łza, która w mgłę się zamienia, smutkowi daje ukojenie... więc nie chowaj jej w sercu, pozwól odejść w zapomnienie. Niech płynie w przestrzeni...


Jej łza. Jej smutek... skrywany na dnie serca... przed nią ... przed innymi ... przed ciszą, którą odnalazła.
Pozwól sercu otworzyć oczy. Niech łza popłynie swoją drogą.
Smutku... pozwól jej cieszyć się ciszą. Odpłyń w nieznane, daleko, jak najdalej... Otwórz jej serce na spokój, tam ciepło schowane...

Czyjaś łza, czyjś smutek... próbuje znaleźć swoją drogę. Czyjeś serce... próbuje się obudzić. Już nie chce żyć w ukryciu swoich tęsknot. Czas oddać sercu ciszę...
Łza odchodząc otworzy drzwi spokoju, we mgle odnajdzie swoje miejsce... i wróci cisza... i uśmiech błękitu, a czyjeś serce... odnajdzie wtedy siebie.


Gdy łza nie daje jej spokoju, zamyka oczy... próbuje ukryć okruchy smutku, które parzą jak kawałeczki lodu... nieuniknione... samotne... schowane... A może pozwolić im odejść? Gdy odpłyną... wraz z nimi ciężar bólu zmaleje. Staną się mgłą błądzącą wśród błękitu, którą kiedyś ktoś otuli swoim ciepłem. Odda je snom błąkającym w przestrzeni. Odda i... zapomni o tym, że tęskni tak skrycie... z uśmiechem w sercu, ze słońcem w oczach i w pogodzeniu z tym co nieuniknione. Zapomni o łzie... to był tylko sen.


czwartek, 28 listopada 2013

Energia przyjaźni

... żyjemy codziennością... trwamy czułością... dajemy miłością... istniejemy szczęściem...


Człowiek we mgle rozgląda się... czy czuje twe ciepło?
Człowiek we śnie jest zasnuty myślami, czy czuje ciepło?
W chłodzie samotności, z zamkniętymi oczami... myśli, że jest...
Czy czuje?


Jestem i czuję... ale co?
Co mnie otacza?
... rząd masek dokoła, na wprost przebłysk światła, tuż obok... ciepło bezkresne, twe oczy... już wiem, że jestem... odnalazłam ciszę... odzyskałam spokój...
W twym odbiciu widzę swe barwy...
W twych oczach jest moje istnienie, żyję w twym cieple, patrzę twoim spojrzeniem... odzyskuję oddech w chwilach zapaści... powracam dzięki tobie, powracam i... jestem.

Czuję twe ciepło, chociaż słowa milczą.
Przy mnie twoja maska jest przezroczystą tęczą.
Czuję nić łączącą nasze istnienia...  ciepło płynące wprost do mego serca.
Ta energia życia to oczy naszej duszy... spoglądamy na siebie połączeni nicią uczuć.
Spoglądamy, chociaż żadne z nas nie patrzy...
Nić energii naszego ciepła nas łączy.


Czasami nas nie ma... znikamy w przestrzeni zdarzeń.
Czasami pozostajemy na powierzchni odczuć.
Ale to tylko chwile oczekiwania na przypływ głębi uczuć...
... żyjemy codziennością... trwamy czułością... dajemy miłością... istniejemy szczęściem...
To tajemnica mego serca... najgłębsza...
Poszukaj w swym sercu tego co ukrywa... sekretu jego ciepła i woli istnienia.
Jeśli je odnajdziesz... zrozumiesz...
Jeśli poczujesz.... dotrzesz do krainy szczęścia.


sobota, 26 października 2013

Teraz...

Dom...  słowo... miejsce...? czas? A może to ja... i to co daję innym?

Dom...  słowo... miejsce...? czas? 
A może to ja...?
I to co daję innym?
Tak wiele zmian.
I ja też jestem inna ... prawdziwa...?
Mogę emanować sobą, być taka jaka jestem...
Żadnej fikcji, tylko prawdziwe odczucia... tylko autentyczne chwile, które dostrzegam.
Czuję każdą upływającą sekundę.
To moje życie, to mój czas...
Wróciłam...
Jestem naprawdę.
I już pozostanę...


... przy ogniu
Siedzę z synem w salonie, rozpaliliśmy ogień w kominku.
Jesteśmy razem... w ciszy i w cieple...
Czuję jego pozytywne myśli.
Uśmiecha się do mnie... przytula...
Dziękuję za ten czas.
Nareszcie mamy swoje miejsce.
Jest naprawdę nasze...


... poranek
Otwieram oczy.
Coś słyszę... czy to ptaki...?
Jeszcze nieprzytomna docieram do kuchni.
Stawiam czajnik na piecu i spoglądam w okno...
A tam... zieleń drzew budzi moją chęć do życia...
Rozpoczynam nowy dzień spoglądając na... promyki Słońca połyskujące w zieleni.
... leśne wędrówki  moich myśli...
Czuję dotyk drzew.
... kolor natury dotyka mego serca...
Słońce świeci jasnym światłem.
... niewielki płomyk budzi mnie do życia...
Błękit wyciąga mnie z domu.
... rozpoczynam kolejną wędrówkę...
... poprzez łąki, w cieniu drzew, otulona ciepłem istnienia...
Jestem szczęśliwa.
Jestem... wolna...
... to marzenia na jawie, teraz tak świadome...
Mój syn jest tuż obok mnie, rozgląda się za grzybami... dotyka drzew...
Już wiem co zjemy dzisiaj na obiad... na skraju lasu dostrzegam sowy...
... niesamowite chwile...


... uśmiechnięty pies
Od chwili, gdy zamieszkaliśmy w nowym domu... moja psina, najukochańsza labradorka... wydaje się uśmiechać.
Ona też jest tutaj szczęśliwa.
Odnalazła przyjaciół...
Codziennie z samego rana pod nasz dom przychodzi Ralf, piękny golden retriever.
Czasami towarzyszy nam podczas spacerów.
Moja psina też odnalazła swoje miejsce...

... kropelki pod prysznicem
Dla czystej przyjemności zamontowałam w moim domku... deszczownię.
Te kropelki... są wyjątkowe.
Podoba mi się ten deszczyk... prawie każdego wieczoru...
Chwile relaksu pod cieplutką wodą... z zamkniętymi oczami... w cieple ognia, którego źródło jest w kominku.
Otula mnie... zwracając zagubioną w czasie ciszę.
W moich oczach... płomyki rozpoczęły swój taniec.
To życie...


... przytulenie
Tęskniłam... nie wierzyłam.
Spoglądałam na swoje samotne dłonie...
Marzyłam.
Śniłam.
A teraz...?
Dotykam.
Odnajduję ciepło.
Jestem blisko.
Przytulam.
Daję siebie...
Otulam swoim ciepłem...
Chronię.
Jestem szczęśliwa...
Chociaż przez chwilę.


Dom...?  słowo...? miejsce...? czas...? 
Nie... to chwile, które odzyskałam.
To to co daję innym.
To to co tworzę wokół siebie.
To ciepło mego serca.
To... ja.

... jasny poranek...
Wychodzę przed dom.
Jestem wśród moich drzew.
Czuję delikatne promyki słońca.
W chłodzie poranka są jak ciepło odchodzącego snu.
Ale ten poranek to jawa...
A ja jestem wolna, czuję prawdę istnienia... czuję, że jestem...
To mój nowy dzień.
Mój czas.
Mój dom.
Ja...


wtorek, 13 sierpnia 2013

Olśnienie - nurkowanie z łodzi, delfiny i... włoski makaron

Jest już ciemno, spoglądam w stronę wody. Powiew wiatru pobudza me zmysły... Słyszę szum fal... jest jak muzyka ze snu. Me oczy kieruję ku górze, tam rozgwieżdżone niebo i... przebłysk spadającej gwiazdy. Wypowiadam marzenie...

 

Pierwszy dzień na łodzi... Razem z włoską bazą wypływamy z samego rana. Kolor morza przypomina szmaragdy, a słonko, jak zwykle, próbuje promieniami przebić się do samych głębin. Dziś w planie rafy lokalne, Temple i Ras Umm Sid. Ze względu na Szymka płytkie nurkowanie, tylko do dwudziestu metrów. Może później uda się zanurkować głębiej, tam gdzie ciemno i niewiele osób dociera. Ale mój syn wtedy pozostanie na łodzi i poczeka na mnie, aż wrócę z podmorskich głębin. Muszę zaplanować taką wyprawę, ale jeszcze nie teraz, chociaż na Ras Umm Sid do trzydziestu pięciu metrów już można zejść...
Pierwsze miejsce to trzy czapy rafy, wokół których pływamy. Jest miło i spokojnie. Przyjemny relaks. Szymek oswaja się z podmorską głębiną, a ja... odpoczywam, smakując kolor błękitu. Promienie słońca przebijają się przez wodę i rozświetlają otoczenie, barwy głębin roztaczają przed nami swe uroki... I ta cudowna cisza.
Ras Umm Sid, miejsce wyjątkowe... Można tu odnaleźć głębiny, można popływać w ogrodzie korali, są też niewielkie jaskinie... Ogród jest wyjątkowy, kształty korali tak różne, cała tęcza odcieni błękitu. A wśród tych podwodnych ozdób ogromne ryby... barakudy przepływające tuż obok... Tuńczyki pojawiające się całymi gromadami, prawie się o nas ocierają, a na dnie... płaszczka chowa się pod piaskiem. I skorpena udaje kamień, czeka na okazję, musimy uważać... Jaskinie są niewielkie, zaledwie na czterech metrach głębokości, ale warto do nich zajrzeć. Promyki słońca rozświetlają ich wnętrza. Dla Szymka to pierwsze takie doznanie. Nie każdy dobrze odbiera zamknięte przestrzenie, nie każdemu jest dane odkrywać tak wyjątkowe zakamarki... Mój syn nie czuje obaw, wpływa bez oporu, chce zobaczyć co jest w środku. Pojawiają się jednak problemy... Szymek zahacza wężem o korale, co zatrzymuje go w miejscu. Wcześniej został jednak pouczony, co w takiej sytuacji należy robić. Nie wpada w panikę, nie szarpie się niepotrzebnie, tylko czeka aż ktoś podpłynie i go wydostanie. Zauważam problem, podpływam i pomagam mojemu synowi... a on bez żadnych obaw płynie dalej, odkrywać nieznane... To niezwykłe chwile, pełnego zaufania, bliskości tak niepowtarzalnej... bo pod wodą musimy liczyć na siebie nawzajem. Słowa są niepotrzebne...
A Włosi... tacy spokojni, bez pośpiechu, powoli... i tak wszystko zdążą zrobić. I to pyszne jedzonko... spagetti takie włoskie i... opiekane ziemniaczki duszone z warzywami... i wiele innych pyszności, ale to jest naj.... o słodkościach już nie wspomnę.




Wyprawa na Tiran, a właściwie w pobliże tej wyspy. Są tam piękne rafy, ale i prądy się zdarzają. Trzeba nurkować w dryfie...
Mamy w planach Jackson Reef i Woodhause Reef. Przyjemne nurkowanie... Moja nowa pianka już się "skurczyła", mogę zmniejszyć wagę balastu. Woda ma temperaturę dwadzieścia pięć stopni, więc niektórzy nurkują w podwójnych skafandrach. Mi wystarczy ta jedna, jej idealne dopasowanie powoduje, że jest mi ciepło i wygodnie, w ogóle nie marznę.
Pod wodą jest niesamowita widoczność, aż trzydzieści metrów. Zauważam, że pod nami jest głęboka kotlina. Instruktor pokazuje, abym popłynęła niżej, a on z Szymkiem zostanie na dwunastu metrach. Zanurzam się więc głębiej, schodzę do trzydziestu metrów, spoglądam w górę... to niesamowite. Widzę ich, czekają na mnie i wydaje się, że są tak niedaleko.
Na rafie Woodhause spotykamy ogromnego żółwia. Płynie sobie spokojnie, a Janek... zaraz za nim, dopasowuje swoje ruchy, co wygląda bardzo zabawnie. Płyniemy więc za instruktorem, a żółw się nami w ogóle nie przejmuje, po prostu płynie dalej... Piękne są takie chwile. Zupełnie zapominam, że mam na sobie sprzęt, że oddycham przez automat... Czuję się jak liść na wietrze, jest tak lekko i przyjemnie. Płyniemy w delikatnym prądzie, który unosi nas jak powiew wiatru, coraz dalej... i dalej, wśród korali i kolorowych ryb, w błękicie... Kocham ten podwodny spokój... Jak dobrze, że nikt nic nie mówi. Słyszę tylko ciszę i... bąbelki powietrza, które wypuszczam co chwilkę.
... żółwiu, dziękuję za tak wyjątkową chwilę...



... wyczekiwane spotkanie...?
Za każdym razem, gdy wyjeżdżam nad Morze Czerwone, mam nadzieję na spotkanie... z wyjątkowymi mieszkańcami tego akwenu... z delfinami. Zaplanowaliśmy wypad do delfinarium, ale to nie to samo. Zawsze chciałam spotkać je na wolności, w ich naturalnym otoczeniu, całymi rodzinami... Marzyłam o paru delfinach... nie przewidziałam tego co się wydarzy, co szykuje dla mnie los, jak niezwykłą niespodziankę...
To już drugie nurkowanie tego dnia. Jesteśmy na Tiranie, na Gordon Reef. Szymek odpoczywa na łodzi, jest okazja popłynąć głębiej. Jednak zaraz po zanurzeniu, na około dziesięciu metrach, docierają do mnie dziwne dźwięki, jakby cichutkie gwizdanie. W pierwszej chwili myślę, że to jakiś alarm, spoglądam na mój komputer i na instruktora. Widzę, że też się rozgląda... Słyszy te same dźwięki, dochodzące z niewielkiej odległości, też wydaje się być zdziwiony... Dostrzegamy sporą grupę tuńczyków i wtedy pojawia się skojarzenie... Może to delfiny, one często pływają blisko tuńczyków. Jeśli tak, to jest ich bardzo dużo i są niedaleko, ale nie podpływają. A szkoda...
Po wyjściu z wody zapominamy o tym co się wydarzyło. To jednak powraca... już po paru chwilach. Ktoś wbiega do kabiny i wyciąga nas na zewnątrz. Z dziobu łodzi widać delfiny, szybko się zbliżają. Myślimy, że jest ich zaledwie parę, ale... jesteśmy w dużym błędzie. Po paru minutach wokół naszej łodzi jest ich już dziesiątki, całe rodziny. Delfiny pojawiają się na powierzchni, aby po chwili ukryć się w głębinach... pojawiają się i znikają. I płyną razem z nami, wyskakując co chwilę z wody, robiąc niezwykłe akrobacje... Podpływają inne łodzie... to prawdziwe widowisko. Co mi po delfinarium, ten widok zapiera dech, robię fotki moją komórką, a wokół delfiny żyjące na wolności... nie odpływają, są bardzo blisko. To spotkanie jest jak zaproszenie do ich magicznego świata...
... w takich chwilach chciałabym być syreną... i zniknąć w głębinach...





Kamerzysta kontuzjowany... a tak bardzo chcielibyśmy nagrać film i parę fotek podwodnych zrobić. I co teraz...? Szukamy jakiegoś rozwiązania i znajdujemy je w bazie włoskiej. Można w niej wypożyczyć niezłą kamerę. To trochę kosztuje, ale za to filmować możemy przez cały dzień. Decyduję się na takie rozwiązanie, a Janek, nasz instruktor, zgadza się zostać kamerzystą. Tego dnia wypływamy na Ras Mohammed, a przed nami uroki Shark Reef, Jolanda Reef i Anemone Reef.
Pierwsze nurkowanie, to nauka filmowania. Jest zabawnie, nasz instruktor bardzo przejmuje się swoją nową rolą. A gdy później spoglądam na filmy... jestem zdumiona. To trzeba zobaczyć, słowa nie są potrzebne...
Drugie nurkowanie na rafie anemonów to wyjątkowe barwy i niezwykłe ławice ryb wokół nas. Okazuje się jednak, że karta pamięci w kamerze jest już pełna, więc nie filmujemy tego nurkowania... Ale dzięki temu dostaniemy kamerę następnego dnia. Na pewno to wykorzystamy...
Rafa anemonów, niezwykłe miejsce... płynie się wzdłuż ścianki, która mieni się kolorami.... to anemony. A gdy oddalamy się nieco od skałek, wpływamy w ławice ryb. Niesamowite uczucie... prawie zaglądamy tym stworzeniom w oczy. Widzimy spore grupy barakud... robią wrażenie... Pływają niedaleko, nie reagują na nas... tylko czasami podpływają bliżej spoglądając w naszą stronę. W ogóle się nas nie boją...





Ostatni dzień na łodzi, ostatnie nurkowania... Szymek czuje się pod wodą znakomicie, ma piękny trym, czyli pozycję i bardzo dobrą pływalność. Ukończył kurs z nitroxu i jest naprawdę szczęśliwy... szczególnie, gdy jesteśmy razem pod wodą. A ja...? Kolejne licencje, tym razem nurkowanie z komputerem i certyfikat Master Diver. To już najwyższy, możliwy do osiągnięcia, stopień w nurkowaniu rekreacyjnym. Co dalej...? Myślę o tym, aby zrobić uprawnienia na przewodnika. Czuję, że się nadaję... że nie przekraczam swoich możliwości. Może...
Pływamy w... ciszy, tylko bąbelki przypominają nam, że oddychamy. Jest... spokój, jest... błękit, jesteśmy... my. To chwile, których nie oddałabym nikomu. Zostaną w mojej pamięci. To... zapas spokoju na najbliższy czas. Czas trudnych zmian i nowego życia. Wszystko się zaczyna, pozwoliłam sobie na dotyk nowych chwil. Więc czekam w ciszy i spokoju... i wierzę, że każde dotknięcie prowadzi mnie w kierunku... domu.




Ostatni wieczór... Wiatr od morza... na mej twarzy. Zapach snów na rozgwieżdżonym niebie. Jest już ciemno, siedzę na tarasie... spoglądam w stronę wody. Powiew wiatru pobudza me zmysły... Słyszę szum fal... jest jak muzyka ze snu. Me oczy kieruję ku górze, tam rozgwieżdżone niebo i... przebłysk spadającej gwiazdy. Wypowiadam marzenie, które w tej jednej chwili... staje się życzeniem. Proszę... a spod powieki pcha się ukryta łza, o której tak bardzo chcę zapomnieć. Będę tu każdego dnia... zawsze, gdy zamknę oczy.
... ten zapach morza... i łza... to ja



niedziela, 28 lipca 2013

Olśnienie - wróble, łaźnia turecka i powrót w podmorskie głębiny

Uczucie ciszy, lekkość całego ciała, oderwanie od myśli i... wyjątkowy wewnętrzny spokój. Pod wodą... nie zamykam oczu, tutaj nie muszę tego robić, aby poczuć wyciszenie, dotknąć swego wnętrza.



Przed obiadem odpoczywamy przy basenie. W pewnej chwili podlatują wróble, dwa maluchy szybko chowają się w gnieździe, które dostrzegamy tuż nad naszymi głowami... pod parasolem. Zupełnie niesamowite...? Czuję się naprawdę wyróżniona, że to akurat nad naszymi głowami...
Co powoduje, że te ptaki żyją tak blisko ludzi...?



Łaźnia turecka... brzmi jak niespodzianka, ale czy nią jest... czy warto...?
Pierwsze chwile w saunie, pierwsze w moim życiu... zupełne zaskoczenie. Powietrze tak gorące, że aż trudno oddychać. Po chwili jednak przyzwyczajam się, a oddychanie już nie sprawia mi problemu. Czuję kropelki potu... spływają po mojej twarzy. I strużki na plecach... to już prawie rwący potok. Zupełnie nowe odczucia...


Po paru minutach prowadzona jestem do marmurowej sali. Siadam na kamieniu, a kobieta w tradycyjnych szatach polewa mnie letnią wodą... cudowne uczucie ulgi... jakbym została ugaszona. Potem zakłada na ręce rękawice do peelingu i nie ma litości dla mnie... Pociera moją skórę wprawnymi palcami, czuję jak krew przyśpiesza w moich żyłach. Traktuje mnie tym dziwnym doznaniem z ogromnym zaangażowaniem, a ja zamykam oczy, jest mi naprawdę dobrze... Gdy dociera do palców moich stóp, każdy masuje z osobna, nie zapomina o żadnym skrawku mego ciała... ona wie co czuję, jakie są moje doznania... A czuję spokój i nie otwieram oczu, ta chwila jest niezwykła, to rozkosz przyjemności.
...ta chwila...
Gdy pozostaję w tym niezwykłym stanie, nagle dotyka mych zmysłów delikatny kwiatowy zapach... a wraz z nim czuję coś miękkiego, cieplutkiego... na mych plecach, a potem na każdym skrawku mego ciała. To piana, ogromne jej ilości... o niezwykłym aromacie. Tonę w niej, na wierzchu pozostaje tylko moja głowa. Jest cudownie... nie do opisania... Jestem w tak niezwykłym stanie... pozbawionym myśli, pozbawionym tęsknot... to idealne doznanie.
...to ten moment, na który czekałam... 



Gdy opuszczam kamienną salę, kobieta wyprowadza mnie trzymając moją dłoń... ja odrobinę się chwieję, nie od razu rozpoznaję gdzie jestem, nie od razu odzyskuję kontrolę.
Wchodzę do jackuzzi. To miejsce przebudzenia i powrotu... to miejsce jest wyjątkowo skuteczne.
Ale to nie koniec, jeszcze masaż pleców... Smarowana jestem olejkami i zaczyna się taniec palców... zręcznych i drobnych, które potrafią rozpoznać napięcie mięśni i dotknąć w ten wyjątkowy sposób... odnaleźć właściwą siłę i to miejsce. Wystarczy chwila i odpowiedni dotyk, wystarczy odrobina zaangażowania, aby dotrzeć do źródła tego co tak przygniata.
Potem przychodzi czas odpoczynku, czuję jak wiele w tym miejscu pozostawiam... Podają mi herbatę, proszę o zieloną bez cukru, wspominam o jaśminie, to wzbudza zainteresowanie... Ostatnie chwile to maseczka na twarzy i smak herbaty. Potem wstaję i odchodzę, ale... chyba tylko na chwilkę. Już wiem, że tu powrócę... Już wiem, że będę pamiętać...
...ten moment...



No i wracam pod wodę. Każdego dnia tęsknię za tymi doznaniami...
Dzisiaj nurkowanie z brzegu, przy bazie. Szymek nie nurkował już cały rok i jest świeżutko po kursie podstawowym, potrzebna jest więc powtórka. Przy okazji ja też przećwiczę podstawowe procedury. Przypominamy sobie to co jest najważniejsze, to co warunkuje nasze bezpieczeństwo pod wodą. Pojawia się więc dzielenie powietrzem z partnerem, zrzucanie pasa balastowego i jego ponowne zakładanie - przyznam, że to niełatwe, bo można niechcący wypłynąć na powierzchnię, a na dużych głębokościach to nie powinno się zdarzyć, jest bardzo niebezpieczne. Ćwiczymy więc na płytkich wodach, do sześciu metrów głębokości. Sprawdzamy też nasze wyważenie i doskonalimy pływalność. Próbujemy zawisnąć w toni w kwiecie lotosu... Niesamowite uczucie lekkości. Lubię takie zajęcia, te umiejętności warto ćwiczyć. Ćwiczeń nigdy nie jest za dużo... Nie wolno uwierzyć w to, że już wszystko się potrafi. Podchodzę do nurkowania z pokorą. To bezpieczny sport pod warunkiem, że przestrzega się określonych zasad. Ale przestrzegać ich można tylko wtedy, gdy się je zna, więc warto ćwiczyć przy każdej okazji. Papier przyjmie wszystko, mam cały pliczek licencji potwierdzających moje umiejętności. Ale i tak lubię powtórki i cenię instruktorów, którzy o nich nie zapominają. Najważniejsze to nie wpaść w rutynę.


Wchodzenie do wody z brzegu ma swój niepowtarzalny urok... Jeśli jesteś w posiadaniu butów nurkowych, to jest nawet nieźle. Ale Szymek ich nie ma, więc musi wcześniej założyć płetwy, a to niełatwe. Jest z tym trochę śmiechu, ale w końcu się udaje. I od razu płyniemy w kierunku dna, cudowne są te pierwsze chwile... ten moment zanurzenia i uczucie, że wracam... do siebie, że to jest moje miejsce. Nie schodzimy zbyt głęboko, tu jest płytko, płyniemy blisko dna. Spoglądam na mój nowy komputer, działa bez zarzutu. To jego pierwszy raz, razem ja i on... będzie mi pomagał, szczególnie podczas trudniejszych i głębszych nurkowań. Moja nowa pianka, czyli skafander nurkowy, też dzisiaj debiutuje pod wodą. Szymek twierdzi, że jestem w niej zbyt chuda, że wyglądam jak cienka... ryba. Okazuje się jednak, że jest wyjątkowo dobrze dopasowana, w wodzie nie czuję żadnych ucisków, leży wprost idealnie, tak właśnie powinno być. Zgromadziłam już prawie cały sprzęt do nurkowania. Brakuje mi tylko jacketu, czyli kamizelki wypornościowej. Ten zakup pozostawiam na przyszły rok. Wtedy niczego już nie będę musiała pożyczać. Tylko za butlę przyjdzie mi płacić, ale tego przewieźć się nie da.


A podczas tego pierwszego nurkowania... uczucie ciszy, lekkość całego ciała, oderwanie od myśli i... wyjątkowy wewnętrzny spokój. Pod wodą... nie zamykam oczu, tutaj nie muszę tego robić, aby poczuć wyciszenie, dotknąć swego wnętrza. W tej ciszy odnajduję błękit... te spokojne, wolne ruchy ryb, pływających wokół mnie... Jest po prostu cudownie...
...wróciłam tu i jestem szczęśliwa...

Jutro wypłyniemy łodzią na lokalne rafy Ras Umm Sid. Dla Szymka będzie to dopiero trzecia taka wyprawa, ja już wiele razy nurkowałam z łodzi. W tym miejscu rosną piękne gorgonie, będzie wyjątkowo... zawsze tak jest. No i jeszcze jedno... nurkujemy z włoską bazą, a to oznacza naprawdę dobre jedzenie i... zero pośpiechu.


Po powrocie do hotelu od razu wskakuję do basenu. Przepływam go parę razy, potem zalegam na leżaku. I tak sobie myślę... chyba jakaś dziwna jestem... w ogóle się nie opalam, bo to nie jest przyjemne i nie po to tutaj przyjechałam. No i po co robić coś co przykrość okrutną sprawia, prażyć się na słoneczku, w tym upale? Nigdy w życiu... Wystarczy odrobinka cienia, aby przyjemnie było. Mam takie wypatrzone miejsce, do którego promyki nie docierają. I leżę sobie w cieniu... i czuję każdy mięsień... po tych masażach i nurkowaniu wszystko mnie pobolewa. I odkrywam, że to... przyjemne. Czuję, że żyję... naprawdę. I wiem, że za dzień, może dwa...już nic nie będzie mnie bolało, a ja zyskam energię, która pozostanie na bardzo długo. No i te wróbelki... nad moją głową.
...ależ tu pięknie...


A o czym będzie... w następnej, ostatniej już części....?

piątek, 19 lipca 2013

Olśnienie - zapach morza, szum fal...

Jest już noc... Siedzę na tarasie, przede mną... ciemna tafla morskiego błękitu. Czuję delikatny powiew. To zapach morza. Chłodne powietrze dotyka mej twarzy.


...więc w drogę, już czas
wiele niezwykłych chwil czeka na spełnienie
nie wolno ich przespać, nie wolno przeoczyć
to będą wyjątkowe wspomnienia...


Jak zwykle podróż jest nieco zaskakująca. Wyruszamy - ja i mój dwunastoletni syn - przed północą, obierając za cel lotnisko w Poznaniu. Tym razem mamy więcej bagażu, nasze dwie torby i... bagaż nurkowy. Zebrało się w ostatnim roku trochę tego sprzętu, ta dodatkowa torba waży prawie dwadzieścia kilogramów.
Docieramy do Poznania przed trzecią w nocy, przysypiam już odrobinkę, ale daję radę. GPS pokazuje koniec drogi w... szczerym polu. Nieco zaskoczona, zawracam i zaczynam się rozglądać. W oddali wypatruję światła lotniska... Czasu nie mamy zbyt dużo, a ja jeszcze muszę parking długoterminowy znaleźć. Okazuje się jednak, że wjeżdżam prościutko tam gdzie trzeba. W ten sposób docieramy na miejsce.
Potem stajemy w długiej kolejce do odprawy bagażu. A gdy udaje nam się odprawić również siebie, okazuje się, że Szymek, jeszcze w samochodzie, wyciągnął ze swojego plecaka kanapki i nie włożył ich z powrotem, zostajemy więc bez jedzenia. Taka to jest podróż, bez kanapek, nocną porą...
Ale gdy samolot startuje... dostrzegamy przez okienko zupełnie wyjątkowy wschód Słońca, który jest jak zaproszenie... Zaproszenie do... podróży, do dotknięcia chwil, na które tak długo czekamy... To naprawdę piękne. Wtedy zaczynam rozumieć... chodzi właśnie o tę chwilę, o ten wyjątkowy moment. A kanapki poczekają w samochodzie na nasz powrót...
...to ta pierwsza chwila...


Około dziesiątej rano docieramy do hotelu. Mamy wykupiony pokój jednoosobowy z dostawką, ale szybko decyduję się na zmianę na dwuosobowy z widokiem na basen i morze, do wody dosłownie dwa kroki...
Znamy ten hotel i wiemy czego się spodziewać, ale i tak jesteśmy mile zaskoczeni. Pokój odnowiony, czyściutki, woda dostarczana każdego dnia... A hotel prawie pełny, tym razem przeważają Francuzi, Niemcy i Rosjanie, Polaków niewielu, to zastanawiające...


Następnego dnia budzę się koło jedenastej. Szymek jeszcze śpi... Poprzedni dzień i noc... były naprawdę wyczerpujące. Ustalam z instruktorem, że zaczniemy nurkowanie dopiero jak porządnie wypoczniemy. Nietrudno zorganizować sześć dni nurkowych jak ma się do dyspozycji czternaście. Więc niech śpi, może przed obiadem się obudzi?
Gdy rano otwieram oczy, dostrzegam przez okno niezwykły widok. Z mojego ogromnego łóżka, gdy na nim leżę, widzę basen, a.... w oddali morze. To prawie niemożliwe, ale tak właśnie jest... Tutaj jest troszeczkę jak w bajce. Na tarasie przed naszym pokojem rośnie palma, a do basenu jest zaledwie parę metrów... do wody można dotrzeć z zamkniętymi oczami... Woda w basenie... za ciepła... ale jest przyjemnie, to dobry hotel, dobre jedzonko, miła obsługa... A Szymek śpi do obiadu... ale z niego gość. I mam własną palmę... Cieszę się jak mała dziewczynka.


Dzisiaj mam spotkanie z rezydentem biura podróży i zamierzam załatwić wiele różnych spraw. Na przykład zabranie z pokoju zawartości lodówki, czyli barku, za który płaci się dodatkowo... ale niektórzy o tym nie wiedzą i robią wielkie oczy ostatniego dnia, gdy przychodzi do płacenia rachunku... Rezerwację przedłużenia ostatniej doby hotelowej, bo wylatujemy dopiero o dwudziestej pierwszej, więc nie ma sensu, abyśmy opuszczali pokój już w południe. Wypad z Szymkiem do Delfinarium, super atrakcja, chociaż to nie będzie nasz pierwszy raz... No i coś tylko dla mnie... łaźnię turecką, muszę tego spróbować, podobno rewelacja, na pewno to sprawdzę...
Wszystko udaje się załatwić, nie jest to trudne, bo jesteśmy jedynymi turystami, którzy w tym tygodniu przylecieli z Polski. Rezydent nie ma więc zbyt dużo pracy...


A wieczorem kolacja... Dzisiaj inaczej, na świeżym powietrzu, z widokiem na morze... Zajmujemy stolik najbliżej tego niezwykłego widoku. Dosiada się Rosjanka, miła starsza pani. Spokojnie zjadamy pyszną kolację, a potem... schodzimy po skarpie na niewielką plażę, nad morze. Ja siadam na leżaku, a Szymek zaczyna puszczać kaczki. Zamykam oczy i wsłuchuję się w szum fal, staram się go zapamiętać... to jedna z tych rzeczy, która mnie uspokaja, wycisza. Siedzę nad wodą z zamkniętymi oczami, słyszę szum fal... tych fal, za którymi tęskniłam. Czuję się zespolona z tymi dźwiękami. Szczęście dotyka mych zmysłów... rozchodzi się po całym ciele. Czuję lekkość i... siłę. Wiem, że to właściwe miejsce, ten czas i ta osoba. Wiem, że się nie mylę. Już nie pytam. Wiem...
A potem otwieram oczy i... przychodzi olśnienie. Patrzę inaczej, barwy są intensywniejsze, bardziej wyraziste, takie wyjątkowe... takie nowe... Patrzę inaczej niż rok temu. Coś się we mnie zmieniło, coś wyostrzyło me zmysły... moje spojrzenie jest inne. Rozpoznaję kolory, rozpoznaję dźwięki... wyczuwam prawdziwe chwile.
Gdy wracamy do pokoju, napotykamy w restauracji dwóch arabskich muzyków grających na bębenku i dziwnej egipskiej trąbce, zwanej chyba anafil. Chodzą wśród ludzi i grają... arabskie dźwięki rozchodzą się w przestrzeni. Atmosfera robi się magiczna...
...znowu chwila, a może wiele chwil...?


Jest już noc... Siedzę na tarasie, przede mną... ciemna tafla morskiego błękitu. Czuję delikatny powiew. To zapach morza. Chłodne powietrze dotyka mej twarzy. Czuję się... No właśnie... jak się czuję...? Wyróżniona... dotknięta zachwytem... szczęśliwa?
...spełniona...


Kolejny poranek...
Może ostatni dzień odpoczynku. Jutro mamy zacząć nurkować, najpierw z brzegu, bo Szymek już cały rok nie był pod wodą.
Jest jasny słoneczny dzień. Za oknem widzę jak ktoś myje... chodnik, ależ oni tu o nas dbają. Jest spokojnie, przyjemnie, a Egipcjanie są bardzo mili i przyjaźnie nastawieni. Zależy im na pracy, na tych paru groszach, które mogą zarobić, chociaż to zawsze za mało... Dlatego bardzo się starają, bo być może dostaną coś dodatkowo, chociaż jednego dolara... Przygotowałam się, mam mnóstwo drobnych, na pewno spowoduję niejeden uśmiech... Byłam tutaj rok temu, byłam zimą... nic się nie zmieniło. Dlatego wychodząc na basen zostawiam na łóżku jednego dolara. Gdy wrócę... na pewno będzie czekać na mnie coś ładnego zrobionego z ręczników, może nawet ozdobionego kwiatami...?

 

...to jedna z tych chwil...
Pływam w basenie, z samego rana... woda delikatnie chłodzi moje ciało, dotyka mych zmysłów, cudownie... Teraz w cieniu parasola pozwalam sobie na sekundy odpoczynku. Spod przymrużonych powiek dostrzegam promyki Słońca odbijające się w błękicie wody. Woda jest jak błyszczące pazłotko, to promyki mych snów... jest cudownie... naprawdę odpoczywam.
...czyżby chwila...?


Zawsze wiedziałam, że planowanie to nic dobrego. I tak wydarzy się to co ma się wydarzyć...
Więc może powinno się tylko rozglądać dokoła i reagować na bodźce, wychwytywać okazje dające szansę na przeżycie kolejnych chwil...?
Za momencik wybieram się do łaźni tureckiej... Podobno warto... Podobno powinno się spróbować... Czemu nie...? To będzie dla mnie zupełnie nowe doznanie.

 

Ale o tym w następnej części...